Fundacja Bieszczadzka od początku podjęła się koordynacji wolontariuszy na punktach recepcyjnych w Łodynie i Równi. Rozpoczynamy cykl relacji z pracy wolontariuszy.
Toczy się kolejny pracowity dzień w obu punktach. Dzisiejszy dyżur w kuchni w Łodynie od 8.00 do 16.00 pełnią panie ze Stowarzyszenia Miłośników Olszanicy i Okolic. Migiem pojęły co trzeba robić. Szybko przyswoiły parę podstawowych słów ukraińskich niezbędnych do obsługi strudzonych po wielogodzinnej a czasami wielodniowej podróży osób z Ukrainy. Dziś znowu przeważają kobiety z dziećmi, więc może dlatego największym powodzeniem cieszą się tosty z szynką i serem. Tostery i panie nie nadążają z pieczeniem a tu trzeba jeszcze obsłużyć „nietostowych”, pomóc pakować prowiant na drogę, zrobić porządek na stolikach dla kolejnych oczekujących, odpowiadać na pytania, pocieszyć, zaprosić bo wielu jest nieśmiałych. Jednym słowem mieć oczy wokół głowy i reagować na różne sytuacje. W pokoju ze środkami higieny, kosmetykami, pampersami itd. dyżuruje dzisiaj mocna ekipa harcerzy ze Śląskiej Chorągwi ZHP. Będą też dbać o porządek w łazienkach i na korytarzach. Podobnie funkcjonuje kuchnia w Równi, gdzie niepodzielnie dyryguje wszystkim pani Jola Kopacz. I tam codzienne dyżury pełnią harcerze ale już nasi lokalni, z hufca w Sanoku.
Organizacji pozarządowych, które zgłaszają się do Fundacji Bieszczadzkiej koordynującej wolontariuszy w obu punktach jest wiele, świadczy o tym grafik zapełniony do końca przyszłego tygodnia. Prym wśród dyżurujących w Łodynie wiedzie fundacja Lucky Ski z Ustjanowej. Przychodzą na dyżury w składzie wieloosobowym rodzinno-przyjacielskim. Biorą dyżury najczęściej w weekendy i popołudniowo-nocne. Przez oba punkty przewinęło się już dziesiątki wolontariuszy, którzy zostawiają swoje obowiązki domowe, swoje rodziny i poświęcają czas na pomoc innym. Gdy zapytać dlaczego to robią, pada odpowiedź, że tak trzeba i nie wyobrażają sobie inaczej.